Prawdopodobnie nie ma na świecie kraju, w którym tak istotną rolę, nie tylko w kontekście codziennego życia, ale też i sportu, odgrywałyby szeroko pojęte paradygmaty i wierzenia, a momentami wręcz ezoteryka. Bo przecież za słabszą formę legendarnego Ronaldo odpowiada rozwiązłość innego brazylijskiego gwiazdora i złe duchy, zaś brak mistrzostwa klubu Vasco da Gama to efekt… zakopanej pod stadionem żaby i klątwy z tym związanej.
Brytyjski dziennikarz Alex Bellos przemierzył Brazylię wzdłuż i wszerz, poznając na wskroś kulturę największego kraju Ameryki Południowej. Nie może dziwić, że swoje barwne doświadczenia opisał przez pryzmat piłki nożnej, która w Brazylii uznawana jest niemal za religię. Albo inaczej – jest utożsamiana z religią.
W książce „Futebol. Brazylijski styl życia” Bellos przedstawił szereg niesamowitych historii, my zaś pochylimy się nad mistycznym wymiarem brazylijskiego futbolu, wchodząc w świat pełen przesądów, talizmanów, klątw, a nawet czarnej magii.
Uprawiał za dużo seksu, więc przyciągnął złe duchy
Do historii przeszły już problemy genialnego brazylijskiego piłkarza Ronaldo podczas Mistrzostw Świata w 1998 roku, kiedy to nagle zasłabł przed finałowym meczem z gospodarzem turnieju, Francją. Pojawiały się najróżniejsze teorie, od ataku epilepsji do nawet kryzysu depresyjnego. Sprawa nabrała takiej wagi, że zajęła się nią nawet komisja śledcza brazylijskiego parlamentu.
Zupełnie inaczej patrzy na sprawę Ojciec Edu, afrobrazylijski kapłan. To, co ich odróżnia od stereotypowego, znanego Europejczykom duchownego to fakt, że udzielają duchowych porad w swoich własnych świątyniach, które mogą być wszystkim, od małego domku po świetlice socjalne. I wierzą w wiele zróżnicowanych bóstw oraz duchów, które realnie mogą wpływać na wydarzenia dziejące się w naszym realnym świecie.
Otóż według Ojca Edu wyjaśnienie słabości Ronaldo jest proste: przyciągnął złe duchy. A konkretniej nie on, lecz Romario, inny brazylijski geniusz futbolu, na którego spadła klątwa ponieważ… uprawiał za dużo seksu. Ronaldo, młodszy i słabszy duchowo, „złapał” złe duchy, kiedy obaj przygotowywali się do Mundialu w 1998 roku.

„To było oczywiste” – powiedział rzeczowo Ojciec Edu, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Według samozwańczego kapłana, jedyną nadzieją są egzorcyzmy. Z tego co wiadomo, Ronaldo nigdy nie poddał się temu rytuałowi, a w kolejnych latach kontynuował kapitalną karierę, zostają m.in. Mistrzem Świata w 2002 r. i królem strzelców tego turnieju.
Przegrywali, bo byli winni bóstwu… byka
Wspomniany już Ojciec Edu ma jeszcze w zanadrzu kilka tyleż intrygujących, co dla typowego Europejczyka wręcz absurdalnych historii. Według niego „Nautico, klub z miasta Recife, jest winne bóstwu Exu byka”. O co chodzi? Zacznijmy od początku.
W 1962 roku Nautico, które łagodnie mówiąc, nie radziło sobie najlepiej na boisku, poprosiło o pomoc ekscentrycznego Ojca Edu. Kapłan przeprowadził ceremonię, która miała zaspokoić Ze Pelinty – bóstwo-cwaniaka z silnym pociągiem do alkoholu i cygar. Po rytuale, do którego wykorzystał kilka litrów cachaçy (bardzo popularny brazylijski alkohol, zawierający od 38 do 48% alkoholu), Nautico zdobyło mistrzostwo stanu i to nawet 4 razy. Kiedy jednak „czar” przestał działać, drużyna popadła w przeciętność. Do akcji ponownie wkroczył Ojciec Edu, a klub obiecał bóstwu byka. Nautico wróciło na zwycięską ścieżkę, szefowie klubu wywiązali się z umowy. Z jednym małym wyjątkiem – podarowali wykastrowanego byka, co według Ojca Edu, miało rozgniewać bóstwa. Kolejne 3 dekady to okres sportowej posuchy i przeciętniactwa. Dyrektorzy klubu byli tak zdesperowani, że postanowili… spłacić stary dług Ojca Edu i przyprowadzić byka. Tym razem jednak duchowny poprosił o pomoc nie Ze Pelintę, lecz Exu.
Exu to potężne, chciwe i najbardziej wymagające z bóstw, kojarzone z chrześcijańskim szatanem. Wywodzi się z afrobrazylijskiej religii candomble, powstałej z nałożenia katolicyzmu na afrykańskie wierzenia.
Ojciec Edu planował złożyć byka w ofierze, ponadto do ceremonii przygotował 12 butelek cachaçy, whiskey, olej palmowy, mąkę, cygara, papryczki, miód, cebulę i sól – wszystko oczywiście w ramach podarunku dla Exu. Co poszło nie tak?
O sprawie dowiedziała się cała Brazylia, w tym obrońcy praw zwierząt oraz urzędnicy stanu Pernambunco. Policja uniemożliwiła Ojcu Edu przeprowadzenie rytuału, na nic zdały się tyleż gorliwe, co nieporadne tłumaczenia kapłana, że przecież od zawsze zabija w swojej świątyni byki. Ostatecznie sprawa miała jednak happy end: byk przeżył, a Nautico zaczęło wygrywać, bo według naszego sympatycznego kaznodziei, sam zamiar złożenia byka na ołtarzu anulował dług. Logiczne.
Żaba, która powstrzymała wielkie Vasco da Gama
Vasco da Gama to jeden z bardziej znanych brazylijskich klubów piłkarskich. Ponadto, padł on ofiarą najsłynniejszej klątwy w historii latynoskiej piłki. W 1937 roku Vasco grało na wyjeździe ze znacznie słabszą drużyną, Andarei. Faworyci w drodze na mecz mieli wypadek, przez co na boisko rywali dotarli mocno spóźnieni. Piłkarze Andarei mogli ubiegać się o walkower, lecz w duchu fair play zgodzili się zagrać. Pod jednym warunkiem – aby nie nadużyć ich dobrej woli, co w praktyce oznaczało, by Vasco nie wygrało zbyt wysoko i nie upokorzyło ich przed własnymi kibicami.
Jak do tej dżentelmeńskiej umowy podeszli faworyci? Zmiażdżyli słabszego rywala 12:0. Po meczu jeden z rezerwowych Andarei, Arubinha ukląkł na trawie i powiedział:
Jeśli Bóg istnieje, Vasco nie zdobędzie mistrzostwa przez najbliższe 12 lat.
12 lat za 12 goli. Podobno, aby przypieczętować klątwę, Arubinha zakopał pod boiskiem Sao Januario (stadion Vasco da Gamy) żabę, czyli według afrobrazylijskich wierzeń, tradycyjne medium do przenoszenia klątw.
Początkowo dyrektorzy Vasco byli rozbawieni, lecz kilka sezonów później nikomu nie było już do śmiechu. Klub przez kilka lat nie zdobył mistrzostwa, nawet mając najmocniejszy skład w całym kraju. Zatrudniono spirytualistę, który z „magiczną różdżką” obszedł boisko w poszukiwaniu żaby. Bezskutecznie. Wynajęto traktor, który przeorał każdy centymetr murawy na Sao Januario. Żadnej żaby.

W akcie desperacji władze Vasco błagały Arubinhę, by zdradził, gdzie zakopał feralnego płaza. Piłkarz zapewniał, że żadnej żaby nigdy nie było, a klątwa właśnie się zakończyła. W kolejnym sezonie (1945) Vasco zostało mistrzem.
Cygaro, alkohol i stek z cebulką za mistrzostwo
W 2000 roku w finale stanu Bahia mierzyły się dwa wielkie brazylijskie kluby: Corinthias Sao Paolo i Vasco da Gama. Był to symboliczny pojedynek między dwiema brazylijskimi metropoliami: Sao Paolo i Rio de Janeiro. Mecz zakończył się remisem, w rzutach karnych lepsze okazało się Corinthias, a decydującej „jedenastki” nie trafił gwiazdor Vasco – Edmundo.
„Exu otrzymał zapłatę za powstrzymanie Edmundo” – oświadczył jakby to było oczywiste Ojciec Nilson, kapłan candomble zespołu Corinthias. Według duchownego, Exu płaci się, by został Twoim niewolnikiem. Bez skrępowania oznajmił, że podarował bóstwu maniok w postaci proszku farofa i soczysty stek zapiekany z cebulką – gdyż Exu… lubi sobie dobrze zjeść. Ponadto bóstwo dostało również cygaro i cachaçę. „Myślisz, że pech Edmundo to przypadek?” – pytał Alexa Bellosa rozbawiony Ojciec Nilson.
Szczekający talizman
W latach 40. I 50. XX wieku prezesem klubu Botafogo był Carlito Rocha, bodaj najbardziej przesądna postać brazylijskiej piłki. W 1948 roku rezerwy jego drużyny grały z z Bonsucesso. Podczas ataku Botafogo piłka leciała w kierunku bramkarza Bonsucesso – podobnie jak Biriba, czarno-biały kundelek. W zamieszaniu bramkarz pomylił się i puścił gola, a sędzia uznał bramkę.
Biriba był przybłędą, którą w tamtym dniu przygarnął rezerwowy Botafogo, Macae. Od tego momentu zawodnik musiał przyprowadzać swojego pupila na każdy mecz. Biriba, oprócz funkcji talizmanu drużyny, miał także praktyczne zadania. Kiedy Botafogo miało problemy na boisku lub musiało uspokoić grę, psina była niepostrzeżenie „wpuszczana” na boisko, aby wybić przeciwników z rytmu. Zawodnicy Botafogo nie kiwali nawet palcem, aby przegonić psa, zostawiając to sędziemu oraz przeciwnikom. Kiedy wznawiano grę, Botafogo miało przewagę psychologiczną nad zdezorientowanym przeciwnikiem.

Biriba był kimś więcej niż maskotką zespołu. Kundelek otrzymywał premie jak piłkarze pierwszego składu, a Macae, czyli rezerwowy, który przygarnął tego uroczego czworonoga, został jego… utrzymankiem. Biriba od klubowego kucharza miał przygotowywane najlepsze kawałki mięsa, które najpierw próbował odźwierny klubu, w obawie, że jedzenie może być zatrute. Obawy, przynajmniej w oczach szefostwa Botafogo, były zasadne, ponieważ odkąd pies dołączył do drużyny, Botafogo grało lepiej, a pewien klub groził, że porwie klubowego pupila. Doszło do tego, że Macae i Biriba musieli przez pewien czas spać w zabezpieczonej siedzibie klubu.
Do zabawnej, a zarazem absurdalnej sytuacji doszło przed jednym z ważniejszych meczów – Biriba wysikał się na nogę jednego z zawodników. Botafogo wygrało, a maniakalnie przesądny prezes klubu nakazał, by zwierzak już przed każdym meczem do końca sezonu oddawał mocz na tę samą nogę tego samego zawodnika. Ciężko stwierdzić, jaki to miało wpływ na formę piłkarzy, faktem jest, że w tamtym sezonie Botafogo… zdobyło mistrzostwo stanu.

***
Generalnie, współczesnym Europejczykom ciężko jest skomentować tego typu przesądy, rytuały czy zabobony inaczej niż krótkim, ale znamiennym „xD”. W większości brazylijskich kiosków można znaleźć absurdalne z naszej perspektywy poradniki. Aby to lepiej zobrazować, przytoczę przykładowy poradnik, jaki Alex Bellos znalazł w budce w Sao Paolo:
„Jak bogato wyjść za mąż: Weź dwie cebule, trzy ząbki czosnku i dwie pietruszki. Połóż na białym talerzu. Ugniataj, aż otrzymasz pastę, dodaj szczyptę soli. Na białej karteczce zapisz imię mężczyzny, którego chcesz poślubić. Kiedy pasta się już przegryzie, włóż do niej karteczkę. Zostaw talerz na noc na wolnym powietrzu. Wyrzuć całość do śmietnika”.
Natomiast przytoczone wyżej historie nie mogą zniekształcić ogólnego obrazu. W Brazylii religia odgrywa kolosalną rolę, wielokrotnie przenikając przy tym na piłkarskie stadiony. W środku obiektu wielokrotnie tu wspomnianego klubu Vasco da Gama znajduje się kaplica rozmiarów przeciętnego kościoła. Piłka nożna odzwierciedla głębię i różnorodność brazylijskiej wiary. Uważa się, że religia, karnawał i piłka nożna tworzą razem Trójcę Świętą brazylijskiej kultury popularnej. Rio de Janeiro to miasto posągu Chrystusa, samby i Maracany (legendarny brazylijski stadion).
Wydaje się, że futbol nie jest w tym przypadku alternatywną wiarą, lecz platformą dla wielu brazylijskich religii.
Źródło: „Futebol. Brazylijski styl życia” – Alex Bellos; „Miesięcznik Egzorcysta”; fourfourtwo.com; dailymail.co.uk, theguardian.com
Fotografia ilustrująca: Stadion San Januario. Fot. flickr.com