Boks

Jeden dzień, dwie szanse na mistrzostwo świata. To była historyczna gala dla polskiego boksu

21 maja 2005 roku. Historyczna gala bokserska i wielkie święto amerykańskiej Polonii w Chicago. W hali United Centre o mistrzostwo świata walczyło dwóch Polaków: Tomasz Adamek i Andrzej Gołota – ten pierwszy w wadze półśredniej, drugi – w wadze ciężkiej. Gala miała słodko-gorzki przebieg, chociaż kibice nad Wisłą liczyli na zdecydowanie więcej, szczególnie ze strony Gołoty.

Najpierw do ringu wyszedł jednak Adamek. W walce o mistrzostwo świata WBC w wadze półciężkiej mierzył się z Australijczykiem Paulem Brigsem – byłym mistrzem świata w kickboxingu. Briggs przed pojedynkiem prowokował Polaka:

Adamek nigdy nie stał naprzeciwko takiego twardziela jak ja. Jest sportowcem, ja jestem wojownikiem. W ringu będę chciał nie tylko wygrać, ale i zrobić mu krzywdę.

Adamek zbytnio się tym nie przejął.

Wolno psu szczekać na pana Boga. Ale 21 maja trzeba wyjść do ringu i pokazać charakter wojownika. Ja jestem chrześcijaninem, nie ma mowy o nienawiści. Przecież to tylko sport. Wierzę, że Bóg pomoże mi wygrać tę walkę

– odpowiadał spokojnie „Góral z Gilowic”.

Jedna, z najbardziej emocjonujących walk dekady

Sama walka miała bardzo brutalny przebieg. Słowa rzucane przez Briggsa to nie był zwykły „trash talk”. Australijczyk wściekle atakował, nie robiąc sobie nic z rozciętego łuku brwiowego. Jak pisze Andrzej Kostyra w książce „Walki stulecia. Bohaterowie wielkiego boksu”, twarz Briggsa „przypominała krwawą indiańską maskę, ale Adamek też nie wyglądał jak model – nos miał jak kulfon, zapuchnięty”.

Dopiero po walce okazało się, że polski bokser przystąpił do rywalizacji z kontuzją – podczas sparingów złamał nos, który w drugiej rundzie mistrzowskiego pojedynku trzasnął ponownie.

Od złamanego nosa poszedł wylew pod prawe oko. Od tego momentu po każdym ciosie w twarz odczuwałem potworny ból. Ale nie mogłem się poddać, sześć lat czekałem na tę szansę”

– mówił po walce „Góral”.

Polak wytrzymał bombardowanie w ostatniej rundzie i wygrał na punkty (115:113, 117:113 i 114:114). Kiedy dziennikarze pytali, jak wytrzymał 11 rund ze złamanym nosem, ten w swoim stylu odpowiadał: „Tacy są polscy górale”. Dziennikarze amerykańskiego ESPN w 2010 roku umieścili wojnę Adamka z Briggsem w top 50 najbardziej emocjonujących walk dekady.

„Wujek by do tego nie dopuścił”

Po zakończeniu gali rozpętała się afera – zgubił się pas mistrza świata. „Czy go skradziono, czy też ktoś się upił i go zgubił – do dziś nie wiadomo” – pisze w swojej książce Kostyra. Znany dziennikarz specjalizujący się w boksie opisuje również swój powrót do hotelu. Był to, trzeba przyznać, powrót z klasą, bowiem menadżer Adamka, Ziggy Rozalski, zaprosił Kostyrę oraz fotoreportera „Super Expressu” Wojciecha Kubika do limuzyny. Razem z nimi jechał znajomy Rozalskiego, który zapytał się, o czym tak żywo dyskutują. Kiedy polski dziennikarz wspomniał o aferze z pasem, ten odpowiedział: „Gdy wujek rządził w Chicago, coś podobnego byłoby nie do pomyślenia. Wtedy wszędzie panował porządek, drogi też były lepsze”. Kostyra dopiero później zapytał się Rozalskiego, kim był ten człowiek.

To Joseph Capone, bratanek legendarnego gangstera Ala Capone’a. Jest prawnikiem, zatrudniam go do trudniejszych spraw. W Ameryce to nazwisko wciąż otwiera wiele drzwi

– zaśmiał się Ziggy.

Szalona nawałnica mistrza świata i „koniec kariery Andrzeja Gołoty”

Wróćmy jednak kilka godzin wcześniej – po triumfie Adamka nadszedł czas na główną walkę wieczoru. Naprzeciw siebie stanęli mistrz świata wagi ciężkiej Lamon Brewster oraz pretendent Andrzej Gołota. Amerykanin zdobył tytuł w poprzedniej walce, pokonując faworyta i wschodzącą gwiazdę boksu – Ukraińca Władimira Kliczko. Z kolei o Gołocie i jego próbach podboju królewskiej kategorii można by napisać oddzielną książkę. Mordercze boje z Riddickiem Bowe zakończone dyskwalifikacjami, błyskawiczny łomot i nokaut od Lenoxa Lewisa, ucieczka z ringu w walce z Mike’em Tyson’em, a także świetne, choć zakończone niepowodzeniem pojedynki z Chrisem Byrdem i Johnem Ruizem.

Mistrz świata miał na pojedynek swój plan – rzucił się na Gołotę jak dzik, trzy razy posłał na deski, sponiewierał jak wielką szmacianą lalkę i w 50. sekundzie było po walce. To wtedy wspomniany Kostyra powiedział słynne słowa: „Koniec kariery Andrzeja Gołoty. Więcej szans już nie będzie miał”.

Po latach Brewster w rozmowie z polsatsport.pl tak to wspomina:

Pamiętam, że dałem mu szansę walki o tytuł mistrza świata. Nie musiałem tego robić, więc pamiętam jak dzień przed walką powiedział, że mnie znokautuje. Pomyślałem… „OK”, ale on sprawiał wrażenie, że (już wtedy) chce się ze mną bić, więc mówię do niego: „Co teraz tak podskakujesz? Przecież mamy się bić jutro!?” Jakby mnie uderzył, byłaby bitka, od razu. Wtedy już mnie wkur… bo wcale nie musiał być moim rywalem. Jeszcze na dodatek, kiedy wychodziliśmy do walki, ludzie na mnie pluli. Wierz mi – nigdy bym czegoś takiego nie wymyślił, nie kłamałbym. W tym momencie, to już nawet nie chciałem normalnej walki, zapomniałem o tym. Chciałem ulicznej bijatyki.

Jak się okazało, dla „Wielkiej Nadziei Białych”, bo taki przydomek nadano Gołocie, była to ostatnia wielka walka w karierze, z kolei przed Adamkiem bój z Briggsem otworzył drzwi do świata wielkiego boksu.

Źródło: „Walki Stulecia. Bohaterowie wielkiego boksu” – A. Kostyra/polsatsport.pl/Opracowanie własne

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: