Przed weekendem wieńczącym sezon 2006/2007 w skokach narciarskich wielu wątpiło, że uda mu się właśnie teraz, mając jeszcze w pamięci dramatyczne obrazki sprzed tygodnia. Nigdy wcześniej tam nie wygrał (chociaż w 2003 roku był bardzo blisko). Adam Małysz jednak tego dokonał. Ujarzmił słoweńskiego mamuta. Nie raz, ani też nie dwa razy. Polak podczas jednego weekendu wygrał trzy konkursy Pucharu Świata w Planicy, pieczętując tym samym czwarte zwycięstwo w klasyfikacji generalnej PŚ. Nie przeszkodził mu wiatr, intensywne opady śniegu, wściekle nacierający rywale, ani wydarzenia z 18 marca 2007 w Oslo, które dramaturgią mogłyby obdzielić niejeden film Alfreda Hitchcocka.
Aby w pełni przedstawić wydarzenia, jakie rozegrały się w słoweńskiej Letalnicy (wtedy nazywanej jeszcze Velikanką) od 23 do 25 marca 2007 roku, należy cofnąć się o kilka dni do niedzielnych zawodów w norweskim Oslo-Holmenkkolen. Adam Małysz przystępował do nich w roli murowanego faworyta, po trzech wygranych z rzędu – w Lahti, Kuopio i sobotnim konkursie w Oslo. Orzeł z Wisły opromieniony zdobyciem mistrzostwa świata kilka tygodni temu lał równo wszystkich jak za swoich najlepszych czasów w sezonie 2000/2001.
Niedzielne zawody w stolicy Norwegii stały jednak pod znakiem huraganowego wiatru – organizatorzy byli bardzo zdeterminowani, aby przeprowadzić przynajmniej jedną serię. Natomiast nawet laik siedzący przed telewizorem widział, na jakie niebezpieczeństwo są narażani zawodnicy. O sprawiedliwej rywalizacji nawet nie wspominając. Kilku czołowych skoczków zostało wręcz zdmuchniętych po wyjściu z progu, jak np. genialny nastolatek Gregor Schlirenzauer (skoczył zaledwie 97,5 m.). Kiedy przyszła kolej na Małysza, kibice wstrzymali oddech, oczekując kolejnej deklasacji Mistrza. Tego, co działo się chwilę po wyjściu z progu nie da się opisać słowami.
Na organizatorów spadły gromy, zarówno od prasy, jak i samych zawodników. W język nie gryźli się m.in Martin Schmidt (były wielki rywal Małysza) i Simon Ammann – zwycięzca loteryjnej rywalizacji. Nawet słynny norweski dziennik „Verdens Gang” pisał: „Dramat Małysza sprawia, że nowy lider nie zasmakował sukcesu. Konkurs nie powinien się odbyć”.
Przed kończącymi sezon zawodami w Planicy polscy kibice nie mieli szczęśliwych min. Adam Małysz nigdy nie wygrał na słoweńskim mamucie, a także nie był uważany za specjalistę od lotów. Dodatkowo obawiano się, jak na psychikę Polaka wpłynie feralna próba z niedzielnego konkursu w Oslo. Niewiadomą była również forma największego rywala naszego skoczka – Andersa Jacobsena. Norweg nie był już tym dominatorem z pierwszej części sezonu. Zdarzało mu się jednak miewać przebłyski genialnej formy. Pochodzący z Hønefoss skoczek przed trzema ostatnimi konkursami miał 14 punktów przewagi nad naszym zawodnikiem.
Już kwalifikacje na Letalnicy zapowiadały epicką batalię między Polakiem a Norwegiem – Małysz i Jacobsen zajęli w nich… ex equo drugą lokatę. Wszystko miało się jednak rozstrzygnąć w konkursach.
Piątek – 23 marca 2007 r.
Adam Małysz już w pierwszej serii pokazał, że nie ma zamiaru oglądać się na rywali. Polak prowadził z nieznaczną przewagą nad Słoweńcem Jernejem Damianem (0,9 pkt) i Szwajcarem Simonem Ammannem (1 pkt). Co ważne, dopiero 12. był Jacobsen, co stwarzało wielka szansę, aby już teraz Małysz został liderem Pucharu Świata.
Norweg nie zamierzał łatwo złożyć broni – w drugiej serii uzyskał 210,5 metra, wyprzedzając wielu rywali. Ponadto na Małysza mocno naciskał Ammann, który poleciał aż na 213,5 metra.
Jak odpowiedział im Orzeł z Wisły? 221,5 metra i pewne zwycięstwo!!
„A więc góra uległa – mocy i wielkiej formia Adama Małysza” – powiedział w emocjonalnym komentarzu dziennikarz TVP Włodzimierz Szaranowicz. Małysz podczas jednego konkursu zyskał 46 punktów przewagi w klasyfikacji generalnej PŚ nad Jacobsenem. Jednak jak to bywa na skoczniach mamucich, wszystko mogło się zmienić podczas zaledwie jednego skoku…
Sobota – 24 marca 2007r.
Kolejnego dnia już nie było tak łatwo. Zawodnicy skaczący przed Polakiem wykorzystali wiatr pod narty, który przed próbą Małysza ucichł. Dodatkowo Orzeł z Wisły minimalnie spóźnił skok, co w efekcie przełożyło się na 5. miejsce po pierwszej serii ze stratą 7,5 pkt. do prowadzącego Austriaka Martina Kocha. Anders Jacobsen plasował się na 7. pozycji, z minimalną różnicą do polskiego skoczka. Norweg bardzo pozytywnie zaskoczył podczas skoków konkursowych, bowiem w seriach treningowych plasował się zazwyczaj pod koniec drugiej dziesiątki.
W drugiej serii Jacobsen potwierdził, że jest typowym zawodnikiem „konkursowym”, który w najważniejszych momentach skacze najlepiej. Rywal Małysza w wyścigu po Kryształową Kulę oddał znakomitą próbę, uzyskując 217 metrów w bardzo dobrym stylu. Adam był pod dużą presją, zarazem jednak znajdował się w kosmicznej formie, która w połączeniu z niebagatelnym doświadczeniem gasiła marzenia rywali o wygrywaniu.
217,5 metra! Mimo fenomenalnego skoku Polak wyprzedził Jacobsena o zaledwie 1,9 pkt. Na szczycie skoczni zostało jeszcze czterech zawodników, i o ile po Jerneju Damianie można było się spodziewać, że przegra z Małyszem, o tyle pierwsza „trójka” czyli Ammann, Ljoekelsoey i Koch stanowiła światową czołówkę w lotach narciarskich. Nikt z nich nie zdołał jednak wyprzedzić zarówno Małysza, jak i Jacobsena. Ammann ostatecznie zajął 8. lokatę, Ljoekelsoey uplasował się na 4. pozycji, zaś Koch skończył na najniższym stopniu podium, ze stratą 0,3 pkt. do Norwega i 2,2 pkt. do Polaka. Adam Małysz zyskał nad swoim najgroźniejszym rywalem dodatkowe 20 pkt., jednak niczego jeszcze nie można było być pewnym. Na niedzielę bowiem synoptycy zapowiadali obfite opady śniegu, a także silny i zmienny wiatr.
Niedziela – 25 marca 2007 r.
Czy niedziela będzie dla nas? – zastanawiali się polscy kibice. O formę ich idola już nikt się nie obawiał, jedyne co mogło przeszkodzić Małyszowi w zdobyciu 4. Pucharu Świata to pogoda. Prognozy sprawdziły się – od samego rana kibicom i skoczkom towarzyszyły opady śniegu. Wiatr jednak nie stwarzał większych problemów, co dawało nadzieję na sprawiedliwy i równy konkurs. A w takich warunkach wiadomo było, kto jest głównym faworytem.
Przedsmaku wielkich emocji doświadczyliśmy już na początku zawodów, kiedy to na belce startowej pojawił się młody i utalentowany Kamil Stoch. Mało kto spodziewał się wtedy, jak eksploduje kariera skoczka z Zębu. Przyszły trzykrotny mistrz olimpijski uzyskał znakomite 210,5 metra. Tak jak w poprzednich dniach, świetnie zaprezentowali się także Ammann i Koch, skacząc odpowiednio 217,5 m i 216,5 m. Anders Jacobsen, który do końca wywierał presję na Małyszu, tym razem uzyskał 208 metrów.
Kończący rywalizację w pierwszej serii Polak nie zostawił złudzeń, kto był najlepszym skoczkiem świata. 220 metrów i prowadzenie po pierwszej serii. W przerwie ze względu na nasilające się opady śniegu organizatorzy postanowili zakończyć konkurs po pierwszej serii.
Hat-trick Adama Małysza w Planicy stał się faktem! Nasz skoczek w klasyfikacji generalnej wyprzedził Norwega o 134 pkt. Polak wygrał 9 konkursów w sezonie 2006/2007.
Kiedy uwierzyłem, że mogę zdobyć Puchar Świata? Po pierwszym wygranym konkursie w tym sezonie (w Oberstdorfie – 27 stycznia 2007 roku – przyp. R.E.D)
– przyznał po konkursie bardzo wzruszony Adam Małysz.
Było to ostatnie zwycięstwo utytułowanego Polaka w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, zaś niedzielna wygrana z Planicy – przedostatnim triumfem w konkursie Pucharu Świata. Nie znaczy to jednak, że Małysz nie dostarczył nam jeszcze powodów do radości. Wręcz przeciwnie – Orzeł z Wisły zdobył później dwa srebrne medale podczas Igrzysk w Vancouver 2010, zwyciężył podczas pamiętnego konkursu w Zakopanem 2011, wywalczył brązowy medal Mistrzostw Świata w Oslo 2011.
Oczywiście nie da się tego w żaden sposób zmierzyć, ale chyba żaden inny sportowiec w historii naszego kraju nie dostarczył nam tylu emocji, wzruszeń, radości co Adam Małysz.
Źródło: Opracowanie własne