„Nie wiem, czego się spodziewaliśmy – łysego, chuderlawego Lance’a, który będzie się poruszał w tempie spacerowicza? Owszem, stracił kilka kilogramów, jego ramiona, które niegdyś predysponowały go do gry w futbol amerykański, wyszczuplały, ale na twarzy wciąż malowała się ta sama agresja. To nadal było oblicze zwycięzcy”.
W Cz. 1 pisaliśmy między innymi o początkach EPO w peletonie oraz jego wpływie na organizm. O tym, jak do problemu dopingu odnosiła się Międzynarodowa Unia Kolarska. W tym artykule skupimy się na powrocie do peletonu Lance’a Armstronga oraz o aferze, która wywróciła kolarski świat do góry nogami. Zapraszamy.
Powrót Armstronga do peletonu był wydarzeniem daleko wykraczającym poza kolarski świat. Mówiły o tym media z całego świata, jednak w większości przypadków ta informacja stanowiła formę ciekawostki. Ot, facet który witał się z „kostuchą”, nie dość że ją wykiwał, to jeszcze wrócił do uprawiania zawodowego sportu. I tyle. Nikomu nawet nie przyszło do głowy, że ambicją Teksańczyka jest wygranie największego kolarskiego wyścigu świata. Nikomu poza Armstrongowi.
Podczas pierwszych treningów Lance starał się nie okazywać słabości. „Pierdolcie się wszyscy!” – krzyczał, prując przed siebie. Jak wspomina Tyler Hamilton: „Był silny, ale mimo to musiał popracować, by wrócić do dawnego blasku. „To wszystko na co was stać, sukinsyny?” – spytał, gdy już go dogoniliśmy. „Panienki, chyba nie pozwolicie, by chłopaczek z rakiem skopał wam dupy?”
Alergia na komfort i brak pewności siebie
Przy lepszym poznaniu Armstronga można było zauważyć, że alergicznie reaguje na spokój. Nie mógł czuć się komfortowo, kiedy nie zapewniał sobie pewnej dawki… dyskomfortu. Jak nikt inny potrafił odkrywać słabości innych, a samych słabeuszy najzwyczajniej w świecie piętnował. Nieważne, czy nie radziłeś sobie w jeździe podczas deszczu, czy spóźniłeś się na trening – wtedy w oczach LA byłeś skreślony. Koledzy z US Postal żartowali sobie również, że jedynym słowem, którym rozwścieczysz Lance’a, jest „może”. Nienawidził stanów pośrednich – dla niego wszystko było czarne albo białe, wspaniałe albo okropne.
„Jest jedna rzecz, która różniła Lance’a od nas wszystkich” – powiedział Hamilton:
My chcieliśmy wygrywać. Lance zaś musiał wygrywać. Musiał być w stu procentach pewny, że zwycięży. Zawsze. To sprawiło, że musiał robić rzeczy, które wykraczały poza pewne granice.
Problem stanowił fakt, że Armstrong nie był tym samym kolarzem, który w 1993 roku sięgał po mistrzostwo świata w Oslo. Miał olbrzymie wahania formy.
W sezonie 1998 Armstrong i Hamilton podczas wyścigów mieszkali razem w pokoju. Rozmawiali w większości o dopingu, o tym, ile mocy daje EPO, jak legalnie przyjmować kortyzon (środek zwalczający zmęczenie – wystarczyła recepta od lekarza i kolarze bez obaw mogli go zażywać).
Po fatalnym w wykonaniu Armstronga wyścigu Paryż-Nicea Amerykanin wrócił do domu i wielu myślało, że to koniec jego kariery. Ten jednak wrócił… po kilku tygodniach na Tour de Luxembourg, który miał dać ostateczną odpowiedź, czy jest jeszcze w stanie cokolwiek wykrzesać ze swojej kariery.
Sam Lance przed wyścigiem był niespokojny oraz, co do niego niepodobne – brakowało mu pewności siebie.
Myślisz, że jestem w stanie pokonać Casagrandego? A Dekker? Myślisz, że jego też mogę pokonać?(Casagrande i Dekker stanowili czołówkę peletonu, ścisły „top” kolarskiej elit – R.E.D)
– takimi pytaniami bombardował Hamiltona. Ten za każdym razem odpowiadał twierdząco, podkreślając, że Armstrong zniszczy przeciwników w czasówce, a w górach jest w stanie trzymać tempo najlepszych. Wtedy jednak Teksańczyk zadał pytanie, zmuszające Tylera do kłamstwa.
Czy według ciebie jestem w stanie wygrać kiedykolwiek jeden z wielkich tourów? (Tour de France, Giro d’Italia lub Vuelta a Espana – R.E.D)
Hamilton odpowiedział: „Jasne! Poczekaj tylko, aż staniesz się jeszcze potężniejszy”. Armstrong od zawsze w oczach miał wykrywacz kłamstw, zawsze potrafił zdemaskować fałsz. Tym razem jednak tego potrzebował. Zanim miał mierzyć się z najpotężniejszymi góralami świata, najpierw musiał uporać się z własną psychiką.
Lance Armstrong wygrał Wyścig dookoła Luksemburga. Na mecie, jak zauważył Hamilton, „błyszczał jak świąteczna choinka”.

Mimo to, nie zdecydował się na start w Tour de France w 1998 roku. Czuł, że jeszcze nie jest gotów. To była świetna decyzja, biorąc pod uwagę, co działo się podczas tamtej edycji Wielkiej Pętli.
EPO, hormon wzrostu, testosteron i… szczepionka na zapalenie wątroby
Podczas TdF 1998 francuska policja zatrzymała na granicy samochód ekipy Festina. Jakie gadżety tam znalazła? A na przykład ponad dwieście dawek EPO, osiemdziesiąt dwie fiolki z hormonem wzrostu, sto osiemdziesiąt dawek testosteronu, a nawet szczepionki przeciw zapaleniu wątroby (swoją drogą rozsądne podejście, biorąc pod uwagę, ile zastrzyków przyjmowali ich kolarze). W peletonie pojawił się zdenerwowanie i chaos. W toku śledztwa okazało się, że Festina miała oddzielny budżet na doping. Najśmieszniejszy w tym wszystkim jest fakt, że takie fundusze posiadała każda drużyna World Touru. „Jedyne” co odróżniało Festinę od reszty zespołów, to że dali się złapać.
Wybitny kolarz tej ekipy, Szwajcar Alex Zulle powiedział później:
Każdy wiedział, że wszyscy w peletonie biorą. Miałem wybór: dołączyć do nich albo spakować się i wracać do pracy malarza. Żałuję, że kłamałem, ale nie miałem wtedy wyboru
Hm, czyli jednak miał ten wybór czy nie?
Wyścig wygrał legendarny już Włoch Marco Pantani (zmarł w 2004 roku z powodu przedawkowania kokainy, chociaż jest wiele teorii dotyczących udziału osób trzecich – R.E.D).
Po aferze z Festiną drużyny nie mogły już tak swobodnie dostarczać swoim zawodnikom „tych witamin”. Dla kolarzy to był znak – teraz mamy wolną rękę i jesteśmy zdani na siebie. W sezonie 1999 nadchodziła nowa era.
Lance Armstrong bardzo rzadko zostawiał sprawy przypadkowi. Przed Tour de France 1999 opracował przebiegły plan rodem z filmów szpiegowskich. Grupa US Postal, a właściwie grupa Armstronga (do której oprócz niego samego należeli jeszcze Hamilton oraz uznany kolarz Kevin Levingston) miała nawet swojego genialnego naukowca niczym „Q” z serii produkcji o Jamesie Bondzie – Michelle Ferrari’ego. Jednak głównym motorem napędowym całej operacji miał być tajemniczy Francuz o pseudonimie… „Motoman”.
W cz. 3 przeczytacie między innymi jak oszukiwano antydopingowych lekarzy podczas kontroli, jak Armstrong pobił przypadkowego kierowcę, który nie zauważył jadących kolarzy. O jego piekielnym planie rodem z filmów szpiegowskich, dzięki któremu wygrał Tour de France 1999.Wreszcie przedstawione zostanie, jak „od kuchni” wyglądało przetaczanie krwi, które z czasem stało się powszechne niczym EPO.
Źródło: Wyścig tajemnic (T. Hamilton, D. Coyle)
Fot. flickr.com