Niektórzy nazywają go nowym Zlatanem, inni porównują do belgijskiej gwiazdy, Romelu Lukaku. On jednak pisze swoją historię. Określany jest mianem fenomenu. Dziewięć goli w jednym meczu podczas Mundialu U-20, 28 bramek w 22 spotkaniach obecnego sezonu – to wszystko w wieku zaledwie 19 lat. Eksperci nie mają wątpliwości, że Erling Braut Haaland zrobi wielką karierę. Wiemy już, w jakim klubie będzie kontynuował karierę. Czy Borussia Dortmund to dobra decyzja? Już po kilku meczach w barwach BVB wiemy, że tak. Jednak czy wpływ na taki, a nie inny wybór młodego Norwega miały wydarzenia sprzed ponad 18 lat?
Kwiecień, 2001 rok, Old Trafford, derby Manchesteru. United podejmowali City. Na 5 minut przed końcem legenda Czerwonych Diabłów, Roy Keane brutalnym faulem kończy karierę obrońcy The Citizen, Alfie-Inge (Alfie) Haalanda. Według podopiecznego sir Alexa Fergusona, była to zemsta za spięcie sprzed ponad trzech lat – w 1997 roku podczas meczu Manchester United z Leeds United Keane doznał poważnego urazu, właśnie po starciu z Haalandem (który ówcześnie reprezentował drużynę z Leeds). Norweg sugerował wtedy, że jego przeciwnik symulował faul. Irlandczyk napisał w swojej autobiografii, że nigdy mu nie wybaczył tego typu oskarżeń. I wymierzył sprawiedliwość w swoim stylu, chociaż musiał na to czekać kilka lat. Alfie chciał nawet wejść na drogę prawną, jednak jego adwokaci odradzili mu pozew przeciwko irlandzkiej legendzie United.
Dziewięć goli w jednym meczu i hat-trick w debiucie w Lidze Mistrzów
Dlaczego to wspominamy? Ponieważ 18 lat później syn Alfiego, Erling Braut Haaland zostaje uznany jednym z największych młodych talentów europejskiej piłki – a najznamienitsze kluby ze Starego Kontynentu rozpoczynają wyścig o jego podpis na kontrakcie. Ogromne zainteresowanie Norwegiem wykazał Manchester United – czyli ekipa znienawidzona przez Haalanda Seniora.
Przebłysk geniuszu 19-latka mogliśmy ujrzeć prawie że namacalnie – u nas, w Polsce, podczas Mistrzostw Świata do lat 20. Wtedy to Erling Braut, ot tak, załadował dziewięć bramek przeciwko reprezentacji Hondurasu. Młodzi Norwegowie wygrali 12:0, oczy wszystkich jednak zwróciły się w stronę wyjątkowo rosłego, jak na swój wiek Haalanda. Umówmy się, piłka widziała już niejedną historię z gatunku tych niemożliwych – od wyniku 149:0 w meczu piłkarskiej ligi madagaskarskiej, przez kapitalny powrót Liverpoolu w pamiętnym finale Ligi Mistrzów 2004/2005, po pięć goli w dziewięć minut Roberta Lewandowskiego – a to tylko ułamek ich wszystkich. Wyczyn piłkarza RB Salzburg można ustawić na tej samej półce – przecież to była impreza ranki mistrzowskiej, jeden z najważniejszych młodzieżowych turniejów na świecie. I ok, bez wątpienia ten mecz przypominał bardziej międzyklasową gierkę między VI B a II A, fakt jest jednak niezaprzeczalny – Haaland zdobywał średnio jedną bramkę co dziesięć minut. Kosmiczny wynik.
19 sierpnia mistrz Austrii, Red Bull Salzburg ogłosił, że za kwotę 5 milionów euro pozyskał z norweskiego Molde jeden z największych talentów europejskiej piłki. Nie każdy traktował te słowa poważnie, rzeczywistość jednak zweryfikowała wartość Norwega. O ile kolejne rekordy strzeleckie w lidze austriackiej mogły być traktowane z przymrużeniem oka, o tyle hat-trick (!) w debiucie (!!) w Lidze Mistrzów (!!!) to już nie przelewki. Jeżeli dodamy do tego, że owe trzy gole zdobył w ciągu jednej połowy – wtedy mamy obraz, jakim potencjałem dysponuje 19-latek.
Nowy Zlatan czy nowy Lukaku?
Jak można zdefiniować styl gry Haalanda? To, że strzela gole na zawołanie już wiemy. Nie bez przyczyny porównuje się go do Zlatana Ibrahimovicia. Przy 194 centymetrach wzrostu Norweg imponuje koordynacją i zwinnością. Wyróżnia go także technika użytkowa, dzięki której potrafi uwolnić się od rywali kierunkowym przyjęciem piłki. Uwagę zwraca także przyspieszenie z futbolówką przy nodze, w czym przypomina, poza posturą, belgijskiego napastnika, Romelu Lukaku. Fundamentem jego umiejętności jest jednak zabójczy instynkt strzelecki.

Haaland o krok od „Czerwonych Diabłów”
Nie dziwi fakt, że w kolejce po „norweską perłę” jak nazywa go europejska prasa, ustawiły się topowe europejskie kluby. Juventusowi Turyn odmówił już w czerwcu. „Uznałem, że byłoby za wcześnie, aby tam trafić” – argumentuje. Barcelona, Real Madryt, Atletico Madryt, City, Arsenal, Bayern, Chelsea – to tylko najbardziej znane zespoły zainteresowane usługami młodego snajpera. Natomiast wydawało się, że w wyścigu po Norwega prowadzi… Manchester United, czyli klub, który bez wątpienia nie cieszy się największą estymą w rodzinie Haalandów.
Pomijając animozje ojca Erlinga z Royem Keanem, „Alfie” spędził przecież trzy lata w drużynie największego wroga United – Manchesterze City. Jak 47-letni obecnie były reprezentant Norwegii odnosi do potencjalnych przenosin syna na Old Trafford? Ano tak: „Naprawdę nie lubię United i nie mogę znieść ich graczy”. Lecz w rozmowie z norweską telewizją TV2 dodał: „Byłoby jednak miło, gdyby Erling zagrał w Premier League. Trzeba odróżnić bycie kibicem od pracy. Większość graczy marzy o byciu w tej lidze. Nie ma wątpliwości, że Premier League jest dla niego atrakcyjna”.
Kontrakt z Pumą i snajperskie tradycje w BVB
Wiemy już, że mimo tej deklaracji”Alfiego”, Haaland jr nie trafi do „Czerwonych Diabłów”. Norweg cały czas przekonywał, że zrobił świetny ruch przechodząc do drużyny spod znaku Red Bulla, a w Salzburgu czuł się znakomicie. Co jednak najważniejsza dla młodego zawodnika – grał. Nie żadne ogony, końcówki spotkań, tylko w większości meczów pełne 90 minut. Taki bagaż doświadczeń – w tym wieku – to skarb w kontekście rozwoju zawodnika. Z czasem zespół mistrza Austrii zrobił się dla niego za mały, Haaland jednak, zamiast przenieść się do europejskich potentatów, wybrał Borussię Dortmund. Oczywistym jest, że BVB to jedna z najbardziej utytułowanych oraz rozpoznawalnych drużyn w Europie. Nie ma jednak statusu porównywalnego do Juve, Realu, Barcelony czy Manchesteru United. Dlaczego więc Haaland zdecydował się na przenosiny do klubu z Zagłębia Ruhry? Jak podaje portal The Athletic, dużą rolę odegrała Puma, czyli sponsor Borussii. Dyrektor generalny tej jednej z największych firm odzieżowych na świecie Bjorn Gulden zaoferował piłkarzowi lukratywny kontrakt, jeśli podpisze umowę z żółto-czarnymi. Poza tym do samego Haalanda, za pośrednictwem aplikacji WhatsApp, pisali inni piłkarze BVB, przekonując do tranferu.

Warto również przyjrzeć się napastnikom, którzy przewinęli się przez Dortmund w ostatnich latach. Żeby nie cofać się za daleko, zacznijmy od 2009 roku, kiedy na niemieckich boiskach pojawił się Lucas Barrios. Paragwajczyk był znany i ceniony w Ameryce Południowej, w Europie jednak mało kto spodziewał się, że niedługo osiągnie status jednego z najlepszych snajperów Starego Kontynentu. A tak się stało, Barrios przez trzy sezony w barwach Borussii zdobył prawie 40 bramek, a pewnie strzeliłby jeszcze więcej, gdyby nie Robert Lewandowski. Z Polakiem, sprowadzonym do BVB w 2010 roku, wiązano duże nadzieje, nikt jednak nie spodziewał się, że urodzony w Warszawie piłkarz będzie w stanie wygryźć ze składu paragwajską gwiazdę. Jak dalej potoczyła się historia Lewego, wiedzą prawie wszyscy. Wystarczy podać, że Robert w 307 meczach Bundesligi zdobył 221 bramek – co plasuje go na trzecim miejscu w klasyfikacji strzelców wszech czasów, za legendami niemieckiego futbolu, Gerdem Müllerem (365 goli) i Klausem Fisherem (268 bramek). Z kolei w 2013 roku na Signal Iduna Park trafił Pierre Emerick Aubameyang. Kiedy Lewandowski odszedł do Bayernu (w 2015 roku), jego gwiazda w Dortmundzie rozbłysła na dobre. Gabończyk został królem strzelców ligi niemieckiej w sezonie 2016/17, aby rok później odejść do Arsenalu Londyn za ponad 60 milionów euro.
Haaland próbuje wpisać się w znakomite snajperskie tradycje Borussii. Norweg stał się również jednym z rywali Lewandowskiego w klasyfikacji „Złotego Buta”. Obecnie traci do Polaka 14 punktów, wynika to jednak z faktu, że gole w austriackiej lidze mają niższy współczynnik.
Trzeba przyznać, że Norweg do Bundesligi wszedł z drzwiami. 19-latek w barwach nowego zespołu zdobył już osiem bramek w pięciu meczach. Piłkarski świat będzie bacznie obserwuje, czy wielki talent poradzi sobie w jednej z najlepszych europejskich lig świata. Na razie przechodzi najśmielsze oczekiwania, mimo iż, jak sam mówi, „nie jestem jeszcze w stu procentach gotowy”. Aż strach pomyśleć co będzie, kiedy wejdzie na maksymalne obroty.
Źródło: The Guardian, BBC Sport, The Atletic, sport.tvp.pl
Fot. flickr