Ledwo ponad dwa miliony mieszkańców, obszar prawie dwa razy mniejszy od województwa mazowieckiego. Nad fenomenem położonej w Alpach Słowenii zastanawiało się wiele tęgich głów. W Polsce temat ogólnego sportowego rozwoju byłej republiki jugosławiańskiej pojawił się w 2017 roku, kiedy to drużyna dowodzona przez młodziutkiego Lukę Doncicia i Gorana Dragicia została sensacyjym mistrzem Europy w koszykówce. A jeśli by sprawdzić osiągnięcia słoweńskich sportowców w najpopularniejszych dyscyplinach na Starym Kontynencie (z jednym wyjątkiem), można wpaść w chwilowe kompleksy.
Sprawdzamy, jak obecnie wygląda kondycja słoweńskiego sportu. Czy to była anomalia, wybitne pokolenie, które za chwilę zejdzie ze sceny? Śmiemy wątpić.
Zanim jednak przejdziemy do przeglądu konkretnych dyscyplin, sięgnijmy do fundamentów rozwoju sportowego, czyli lekcji WF-u oraz ogólnego kształcenia fizycznego.
Według raportu Eurydice „Wychowanie fizyczne i sport w szkołach w Europie”, w szkołach podstawowych w połowie krajów obowiązkowe zajęcia wychowania fizycznego stanowią ok. 9-10% łącznej liczby godzin. A w których państwach ten odsetek jest największy? Na Węgrzech, w Chorwacji oraz, a jakże, w Słowenii – liczba ta sięga 15%. Czytając dalej robi się jeszcze ciekawiej.
Zgodnie z prawem obowiązującym w Słowenii uczniowie, którzy są sportowcami mogą uzyskać specjalny status. Szkoła i rodzice podpisują umowę, w której określają odstępstwa od standardowego obowiązku szkolnego (w tym zasady oceny i obecności itd.). W ramach ciekawostki można dodać, że słoweńskie szkoły mogą organizować dłuższe przerwy poświęcone na aktywność fizyczną, podczas których uczniowie wychodzą z klas i uczestniczą w zajęciach sportowych na boisku lub w sali gimnastycznej.
A teraz zobaczmy, jak sportowcy z tego malutkiego kraju radzą sobie na arenie międzynarodowej. Skala osiągnięć Słoweńców może zawrócić w głowie.
Doncicmania w Dallas
Ma 20 lat, a na parkietach NBA wyprawia takie rzeczy, że nawet legendarny Michael Jordan nie może wyjść z podziwu.
Luka to fenomenalny zawodnik i to w tak młodym wieku. Wszedł na niebotyczny poziom, który inni koszykarze osiągają dopiero po latach gry
– zachwycał się MJ.
No ale jak tu mówić inaczej o graczu, który w spotkaniu przeciwko Sacramento Kings rzucił 25 punktów, a poza tym miał 15 zbiórek i 17 asyst? Doncic w barwach Dallas Mavericks ustanowił szereg rekordów NBA, m.in. jest najmłodszym zawodnikiem, który uzyskał trzy triple-double (dwucyfrowe zdobycze w punktach, zbiórkach i asystach podczas jednego meczu), a także jedynym graczem w historii, który zaliczył dwa triple-double przed ukończeniem 20 urodzin. A to tylko wierzchołek góry lodowej.
W USA panuje Doncicmania – Luka jest liderem głosowania kibiców na uczestników Meczu Gwiazd ligi NBA – otrzymał ponad milion wskazań.Wiele wskazuje na to, że walka o tytuł MVP, czyli najlepszego zawodnika sezonu, rozstrzygnie się między Donciciem, a ubiegłorocznym zwycięzcą – Grekiem Giannisem Antetokounmpo. Jednak jeśli to Luka zostałby wybrany jako najbardziej wartościowy zawodnik ligi, stałby się najmłodszym koszykarzem w historii, który dokonałby tej sztuki, detronizując Derricka Rose’a.
20-latek z Ljubljany nie jest rzecz jasna jedynym przedstawicielem swojej nacji na amerykańskich parkietach – drużynę Denver Nuggets reprezentuje Vlatko Čančar, zaś Miami Heat – genialny Goran Dragić, który w NBA rywalizuje już 12 lat. Od upadku Jugosławii i powstania Słowenii, w najlepszej koszykarskiej lidze świata grało 10 zawodników z tego kraju. Z kronikarskiego obowiązku podamy, że w historii ligi NBA wystąpiło… trzech Polaków. To oczywiście Cezary Trybański, Maciej Lampe i Marcin Gortat.
NBA to z jednej strony błogosławieństwo i przekleństwo dla słoweńskiej koszykówki. Mistrzowie Europy z 2017 roku mieli mocno utrudnione zadanie w kwalifikacjach do Mundialu w 2019 roku. Dlaczego? Bowiem największe gwiazdy nie mogły wystąpić w meczach eliminacyjnych z powodu konfliktu terminów z NBA. W najważniejszych spotkaniach reprezentacji nie mogli wspomóc ani Doncic, ani Dragić. Efekt? Słoweńców zabrakło na światowym czempionacie. Nie ma jednak wątpliwości, że z tymi zawodnikami Bałkani to jedna z najmocniejszych reprezentacji na świecie. I na razie możemy się tylko zastanawiać, czy Słowenia wystąpi w optymalnym składzie w turnieju kwalifikacyjnym do Igrzysk w Tokio. Wszak w czerwcu to właśnie ta drużyna będzie jednym z przeciwników reprezentacji Polski w olimpijskich eliminacjach.
Siatkówka i piłka ręczna, czyli jedna wielka sinusoida
Nie samą koszykówką żyją Słoweńcy. Również reprezentacja w piłce ręcznej od co najmniej kilkunastu lat należy do ścisłej światowej czołówki. To brązowi medaliści Mistrzostw Świata w 2017 roku, a także zdobywcy srebrnego medalu Mistrzostw Europy z 2004 roku. Jednak ich wyniki na wielkich turniejach to wielka sinusoida. Po wywalczeniu brązu podczas Mundialu 2017, już rok później na Euro zajęli 8. Lokatę. Jeszcze gorzej było w 2016 roku, podczas Mistrzostw Starego Kontynentu, kiedy to zostali sklasyfikowani na 14 miejscu. Idąc tą drogą, Słoweńcy podczas tegorocznego Euro powinni osiągnąć naprawdę znaczący wynik. I tak się stało – Bałkani zajęli czwarte miejsce, uznając wyższość jedynie Norwegów, Chorwatów i Hiszpanów.
Warto również wspomnieć o słoweńskich siatkarzach, którzy tak wiele krwi napsuli Polakom. Zaczęło się w 2015 roku, kiedy po pięciosetowym boju wyeliminowali nas w ćwierćfinale Mistrzostw Europy, zajmując ostatecznie drugą lokatę. Dwa lata później, również na europejskim czempionacie, Słoweńcy znowu wybili nam z głowy marzenia o medalu, lejąc nas 0:3 – porażka o tyle bolesna, że to Polska organizowała tamtą imprezę. Wreszcie 2019 rok – biało-czerwoni po kapitalnym triumfie podczas kwalifikacji do Igrzysk Olimpijskich (gdzie wyprzedziliśmy m.in. właśnie Słoweńców) jechali na Euro jako pewniak nie tyle do medalu, co do złota. I co? W półfinale trafiamy na podopiecznych Alberto Giulianiego. I nawet fenomenalny „Fifi” Leon nie był w stanie zatrzymać Klemena Cebulja, Toncek Sterna czy Tine Urnauta.
Porażka 1:3 i zostaje nam walka (zresztą wygrana) o brąz z Francją. Występy podczas Mistrzostwa Europy w ostatnich latach to pasmo sukcesów słoweńskiej siatkówki, lecz zgoła odmiennie wygląda sytuacja, jeśli chodzi o Mundial (zaledwie jeden występ – w 2018 roku i 12 miejsce na koniec) oraz Igrzyska Olimpijskie, gdzie ani razu nie udało im się nawet awansować.
Ze skoczni na szosę i kolarski wonderkid
O ile wyniki słoweńskich szczypiornistów i siatkarzy falują, to bez wątpienia swój moment chwały w tym kraju ma kolarstwo. Głównie za sprawą Primoża Roglicia, który w 2019 roku triumfował w jednym z trzech największych wyścigów świata – Vuelta a Espana. Mało tego, trzecie miejsce podczas rywalizacji po hiszpańskich szosach zajął… zaledwie 20-letni Tadej Pogacar. A trzeba powiedzieć, że oprócz faktu, że Pogacar był najmłodszy podczas tego wyścigu, to jeszcze wygrał trzy górskie etapy. Czegoś takiego kolarski peleton nie widział od bardzo, bardzo dawna.
Wróćmy jednak jeszcze do Roglicia. Powszechnienie znany jest fakt, że urodzony w Trbovje zawodnik na początku swojej sportowej kariery był… skoczkiem narciarskim. I to naprawdę niezłym, szczególnie w wieku juniorskim. Roglić podczas Mistrzostw Świata juniorów w 2007 roku jak równy z równym rywalizował z takimi skoczkami jak Jurij Tepes (dwukrotny brązowy medalista Mistrzostw Świata z Oslo 2011 i Vikersund 2012), Andreas Wank (drużynowy mistrz olimpijski z Soczi 2014) czy Roman Koudelka (pięciokrotny zwycięzca konkursów Pucharu Świata). Jeden moment, podmuch wiatru połączony z brakiem doświadczenia spowodowały, że dobrze rokujący zawodnik praktycznie zakończył swoją karierę w tej dyscyplinie sportu – Roglić podczas treningów przed zawodami PŚ w Planicy 2007 (właśnie wtedy Adam Małysz wygrał trzy konkursy na słoweńskim mamucie, pieczętując zdobycie swojej czwartej Kryształowej Kuli) doznał bardzo groźnej kontuzji, a samo oglądanie upadku Słoweńca do teraz budzi przerażenie
Primoż podczas rekonwalescencji dużo czasu spędzał na rowerze, a z czasem narty zamienił na szosówkę. I na pewno tej decyzji nie żałuje.
Bracia, których zazdrości cały świat
Słowenia, jako kraj wybitnie górzysty, od zawsze słynęła ze sportowców zimowych. W czasach byłej Jugosławii panowało przekonanie, że ta nacja nadaje się tylko do skoków narciarskich, ewentualnie narciarstwa alpejskiego, zaś sporty drużynowe stanowiły domenę Chorwatów i Serbów. Umiłowanie do latania na nartach zostało Słoweńcom do dziś, a ich skoczkowie cały czas stanowią ścisły światowy top.
Zaczęło się od Primoża Peterki, który szturmem zawładnął zarówno skoczniami narciarskimi całego świata, jak i sercami słoweńskich kibiców. Peterka, w wieku zaledwie 18 lat wygrał w sezonie 1996/97 cały Puchar Świata, powtarzając ten wyczyn rok później. Niestety, wielka kariera Peterki, jak szybko się zaczęła, tak i skończyła. Co prawda ze sportem skończył dopiero w 2011 roku, jednak problemy osobiste oraz uzależnienie od alkoholu sprawiły, że nigdy później nie nawiązał do swoich dni chwały z drugiej połowy lat 90.
Po sukcesach Peterki Słoweńcy co prawda ciągle plasowali się w szerokiej światowej czołówce (m.in. brąz w drużynie podczas Igrzysk w Salt Lake City 2002, czy Mistrzostwo Świata Roka Benkovicia w 2005 roku), jednak prawdziwe i ciągłe sukcesy pojawiły się wraz z początkiem kariery Petera Prevca. W skrócie – wicemistrzostwo olimpijskie 2014, wicemistrzostwo świata 2013, mistrzostwo świata w lotach narciarskich (2016), triumf w Pucharze Świata w sezonie 2015/16 oraz rekord liczby zwycięstw w jednym sezonie (15 triumfów we wspomnianym sezonie 2015/16).
Peter ma również dwóch braci, którzy poszli w jego ślady. Najmłodszy – Domen już w wieku 16 lat miał na swoim koncie cztery wygrane konkursy Pucharu Świata. I właśnie wtedy, na początku sezonu 2016/17 absolutnie zdominował stawkę, nie robiąc sobie nic z braku doświadczenia i młodego wieku – wielu ekspertów zachwycało się, że jest to talent stulecia. Z czasem jego kariera przyhamowała, jednak ciągle pozostaje w ścisłej światowej czołówce. Najmniej utytułowany z braci jest Cene – jednak i on wielokrotnie pokazywał swój potencjał. Dochodziło nawet do sytuacji, że w konkursach drużynowych Pucharu Świata na czterech zawodników reprezentacji Słowenii, trzech z nich to byli właśnie… Peter, Domen i Cene. Niewyobrażalna sytuacja.
Piękna i utytułowana
Zostając przy sportach zimowych, w kontekście Słowenii nie można nie wspomnieć o narciarstwie alpejskim. A jeśli mowa o tej dyscyplinie, to bez dwóch zdań na pierwszym miejscu trzeba postawić Tinę Mazę. Ta tyleż utytułowana, co niezwykle urodziwa narciarka jest jedną z zaledwie kilku alpejek w historii, które zwyciężały we wszystkich konkurencjach narciarstwa alpejskiego. Jednak Tina Maze… dokonała tego w jednym sezonie.

Nie dziwi więc fakt, że aż sześciokrotnie zostawała uznana najlepszą sportsmenką kraju – najwięcej w historii po 1991 roku (pięć razy wygrywała lekkoatletka Brigida Bukovec (1993, 1995-1998), a cztery – wspomniany Peter Prevc (2013-2016)). A przecież nie wymieniliśmy jeszcze takich zawodników jak Ilka Štuhec, Žan Kranjec, którzy stanowią absolutną czołówkę narciarstwa alpejskiego ostatnich lat.
Piłkarska pustynia na słoweńskiej mapie sukcesów
Na koniec zostawiliśmy sport, od którego w większości przypadków powinniśmy zacząć – piłka nożna. Na tym polu Słoweńcy nie mogą pochwalić się szeregiem osiągnięć, jednak nie można również powiedzieć, że kompletnie nic nie znaczą. Prezydentem UEFA (Unia Europejskich Związków Piłkarskich), czyli centrali europejskiego futbolu jest… urodzony w Ljublanie Alexander Ceferin. Jednym z najlepszych (niektórzy eksperci uważają nawet, że w TOP 3) bramkarzy świata jest Jan Oblak, piłkarz Atletico Madryt. We włoskiej Serie A (jedna z pięciu najsilniejszych lig Europy) kapitalną robotę robi Josip Ilicic. Patrząc jednak na fakty, to Słowenia zaledwie dwa razy awansowała na Mistrzostwa Świata (w 2002 i 2010 roku), a także tylko raz na Mistrzostwa Europy (w 2000 roku).
Reprezentacja obecnie znajduje się na 64. miejscu rankingu FIFA i nic nie wskazuje, aby w przyszłości miało być lepiej. Co prawda NK Maribor, czyli najbardziej utytułowany słoweński klub, w ciągu ostatnich 20 lat trzy razy meldował się w fazie grupowej Ligi Mistrzów (przypomnijmy, że jakiejkolwiek polskiej ekipie udało się to zaledwie raz – Legii Warszawa w sezonie 2016/17). Nie zmienia to jednak faktu, że futbol nigdy nie był domeną tej nacji.
Jednak patrząc w przekroju całego słoweńskiego sportu, można odnieść wrażenie, że czego się nie dotkną, zamienia się to w pasmo sukcesów. Kluczem jest, jak w większości przypadków, praca u podstaw, sensowny i logiczny systemem szkolenia młodzieży. Owszem, w wielu dyscyplinach brakuje wsparcia finansowego, co jednak nadrabiane jest świetną organizacją i wybitnym wykorzystaniem zasobów ludzkich. Nic nie dzieje się z przypadku, a jeśli chodzi o Słoweńców, dwumilionowy kraj, to najzwyczajniej w świecie nie mogą sobie pozwolić, w przeciwieństwie do większych i bogatszych nacji, na marnowanie talentów.
Źródło: Opracowanie własne/Wychowanie fizyczne i sport w szkołach w Europie – Raport Eurydyce